Wspomnienia z Chotowej Anna Bomba - Pasternak


Idź do treści

Strona 4

Tato po powrocie z wojny zabrał się do pracy nie tylko w gospodarstwie. Otworzył sklep spożywczy z wyszynkiem, mimo że wiązało się to z ryzykiem i niebezpieczeństwem. Już wtedy napadali złodzieje i rabusie, bo była wielka bieda. Jako małe dziecko obiły mi się o uszy dwa nazwiska, mianowicie był to Byk i Maczuga, których policja poszukiwała za rozboje.

Teraz wspomnę o rodzime mamy. Moją mamę obumarła matka kiedy miała 10 lat. Rodzeństwa miała kilkoro, ale ja pamiętam tylko dwoje - siostrę mamy Agnieszkę i brata Pawła. Resztę rodzeństwa poumierało na epidemię zwaną czarną ospą - Hiszpanką bądź też na płuca. Ojciec mamy, a mój dziadek ożenił się po raz drugi. Z drugiego małżeństwa było czworo dzieci z czego żyje jeszcze jedna przybrana siostra mamy Stefa Niziołek. Dwóch braci rodzonych mamy umarło na gruźlicę płuc. Była to dość częsta przyczyna zgonu w owym czasie, bo nie było skutecznego lekarstwa.

Po jednym bracie Janie pozostała córka Ewa 3-letnia dziewczynka (matka już wcześniej ją odumarła), którą moi rodzice na prośbę umierającego brata wzięli do siebie na wychowanie. Dziecko miało już początki choroby płuc, ale dzięki lekarzowi z Pilzna, któremu powierzono dziecko, wyleczyła się. Miała już zmiany w płucach, ale uległy zwapnieniu i nie odnowiły się. Rodzice moi, zabierając Ewę na wychowanie przejęli również 6 mórg pola do uprawy. Dochód z części uprawianego pola przeznaczony był na jej utrzymanie i wykształcenie, drugą część rodzice mieli jak gdyby w dzierżawie wpłacając z tego tytułu należność do Kasy Stefczyka w Pilźnie na określony procent. Pieniądze te miały stanowić wiano dla Ewy kiedy osiągnie pełnoletniość. Biorąc 3-letnią bratanicę mamy, rodzice moi wzięli na siebie obowiązek wychowania i wykształcenia jej na pełnowartościowego człowieka. Ja i moje rodzeństwo uważaliśmy ją jak gdyby była naszą rodzona siostrą.
Tato dostał z domu kawałek pola ornego, mama wniosła drugie tyle, a i dzierżawione pole z tytułu wychowywania Ewy trzeba było obrobić. Konia nie posiadali, traktorów wtedy jeszcze nie było, tato wpadł na pomysł. Kupował w jeden poniedziałek konia na targu w Pilźnie, przez tydzień go wykorzystywał obrabiał sobie pole, a na drugi poniedziałek konia tego sprzedał zarabiając jeszcze trochę na tej transakcji. Handlował najczęściej z Żydami z Pilzna. Sprzedawał im zboże na pniu, innym razem łąkę nieskoszoną i zawsze wychodził na swoje.
Z dzieciństwa zostały mi w pamięci takie obrazki. Przy drodze prowadzącej do tartaku stosy drzew - klocków, czekających na swoją kolejkę do przecierania. Całe kopy trocin, desek już ładnie poskładanych niczym klocki, sterty obrzynków i okrajków. Przed śluzą ciemna woda świadcząca o jej głębi, grobla dobrze utrzymana dzieląca rzekę od stawu. W stawie pluskające ryby małe i duże, brzegami stawu szumiącą trzcinę, tatarak a na wodzie białe lilie wodne - nenufary, takie jak widzieliśmy na filmie „Noce i dnie".
DALEJ...


Strona główna | Strona 1 | Strona 2 | Strona 3 | Strona 4 | Strona 5 | Strona 6 | Strona 7 | Strona 8 | Strona 9 | Strona 10 | Strona 11 | Mapa witryny


Powrót do treści | Wróć do menu głównego