Wspomnienia z Chotowej Anna Bomba - Pasternak


Idź do treści

Strona 8

Państwo Wasiatkowie, bo tak się ci państwo nazywali, byli pierwszymi, którzy u nas wynajęli pokój, ale nie ostatni. Od tego czasu niemal bez przerwy wynajmowaliśmy pokoje, bo Chotowa to bardzo ładnie położona wioska a szczególnie w naszym końcu pod lasem, gdzie była spiętrzona rzeka, szeroka i głęboka, duży staw odgrodzony od rzeki dobrze utrzymaną groblą. Wokół stawu wysokie trzciny, piękne lipy przy drodze wiodącej do tartaku, śluza którą można było przejść na drugą stronę rzeki i wreszcie tartak. Była tu kwitnąca roślinność wodna która dodawała uroku.


Przez trzy kolejne wakacje przyjeżdżała do nas z Krakowa pani Czerkawska ze swoim siostrzeńcem. Kto to była pani Czerkawska ? Pochodziły ze szlacheckiego roku. Było ich cztery siostry. Żadna z nich nie wyszła za mąż. Mieszkały w swojej czynszowej kamienicy w Krakowie na ul. Szujskiego. Część majątku przekazały na rzecz zakonu OO. Karmelitów. Skoro nie były zamężne nie miały też potomstwa. Adoptowały chłopca bardzo ładnego o imieniu Józiu. Najstarszą z sióstr obrały dla niego jako mamę a pozostałe trzy siostry to ciocie. Wszystkie cztery panie strojem, fryzurą i całą toaletą charakteryzowały minioną epokę. Józia jednak wychowywały we współczesnej rzeczywistości. Do domu przychodził do niego trener, prowadził z nim różne lekcje tak, że fizycznie był bardzo dobrze zbudowany, wysportowany i do tego bardzo zdolny.
Kiedy Józiu już był w Gimnazjum, chciały mu zapewnić dobre wakacje. W Lipinach, zaledwie 1,5 km od Chotowej, a ściśle od naszego domu, jest dwór należący do zakonu Karmelitów. Co roku przyjeżdżali tu na wakacje klerycy z Krakowa. Panie Czerkawskie były już w Krakowie zaprzyjaźnione z zakonnikami a Józiu dobrze się z nimi znał i dobrze się z nimi czuł, wynajęły u nas pokój na okres wakacji po to by zapewnić dobre wychowanie swojemu jedynakowi, również w czasie wakacji. Zwykle przyjeżdżała tylko jedna ciocia z Józiem, przeważnie ciocia Amelia.
Józiu codziennie w dni powszednie jeździł do Lipin, na swojej kolarce, aby spędzać tam czas na grach, zabawach i kąpaniu się w dni upalne w Wisłoce. Józiu przyjeżdżał na obiad, trochę po obiedzie odpoczął i znowu jechał. Pod wieczór ciocia zabierała mnie z sobą i wychodziłyśmy po Józia do Lipin. Józiu przez drogę, ciągle jadąc przy nas na rowerze, opowiadał nam jak spędził dzień. Ja to lubiłam, bo przez to omijały mnie różne roboty w domu.
Pani Czerkawska raz w tygodniu zapraszała, zwykle dwóch księży Karmelitów na dobre ciasto drożdżowe z rodzynkami i kawę z ekspresu. Ponieważ ja wszędzie towarzyszyłam pani Amelii (tak miała na imię ciocia Józia) miałam okazję bywać nią we dworze OO. Karmelitów w Lipinach z różnych okazji. Byłam na imieninach Przeora, Ojca Bernarda Paciorka. Przyjęcie imieninowe było po rannej Mszy św. W refektarzu było śniadanie, na którym oprócz sędziwego solenizanta, pani Czerkawskiej, Józia i mnie było kilkunastu kleryków. Pamiętam Mszę Prymicyjną jednego młodzieńca z Lipin, który przyjął święcenia kapłańskie. Brałam w tych przygotowaniach udział, ale jak się nazywał ten kapłan to już nie pamiętam.

DALEJ...

Strona główna | Strona 1 | Strona 2 | Strona 3 | Strona 4 | Strona 5 | Strona 6 | Strona 7 | Strona 8 | Strona 9 | Strona 10 | Strona 11 | Mapa witryny


Powrót do treści | Wróć do menu głównego