Tato nasz, Franciszek, jak i jego rodzeństwo do niższych klas szkoły Podstawowej musieli uczęszcza do Głowaczowej. Kiedy moja najstarsza siostra zaczęła chodzić do szkoły to Podstawówka od I do IV była już w Chotowej, to jest gdzieś od roku 1925. Z początku uczyły tu Siostry Zakonne Służebniczki z Dębicy. Ja zaczęłam chodzić do Szkoły Podstawowej w 1931 r. I wtedy nauczycielem był Władysław Machalski, który realizował program z klas od I - VII mimo, że był sam jeden, nie miał żadnej pomocy, z wyjątkiem nauki religii, której uczył ksiądz ze Straszęcina. Po księdza tego jeździli rodzice, ci którzy mieli konie.
Nauczyciel, Władysław Machalski, mieszkał z rodziną w budynku szkolnym. Był wielkim patriotą. Chotowa to mała wioska, liczyła około 96 gospodarstw. Na czele wioski stał sołtys, który miał do pomocy 10 radnych. Nasz tato Franciszek był wybrany przez mieszkańców na zebraniu gromadzkim gdzieś około roku 1935 i pełnił tę funkcję przez całe 10 lat.
W Chotowej był mały kościółek, nie było księdza to też na większe uroczystości ze szkoły z nauczycielem chodziliśmy do Straszęcina. Dwa razy w roku do spowiedzi też chodziliśmy całą szkołą.
W 1935 roku, kiedy umarł Marszałek Polski Józef Piłsudski, byliśmy na Mszy św. żałobnej z całą szkołą tym razem w Czarnej. Wszystkie dzieci miały na rękawach czarne opaski, a w kościele po Mszy św. były odprawione wszystkie ceremonie pogrzebowe a na katafalku stała symboliczna trumna. Miałam wtedy 9 lat, ale to pamiętam doskonale.
W roku 1938 na jednym z zebrań gromadzkich tato Franciszek jako sołtys poddał pomysł zebranym wybudowania plebani na placu gromadzkim przy kościółku w Chotowej, mimo że nie było księdza. Pomysł ten mieszkańcy Chotowej przyjęli z entuzjazmem i bez chwili zwłoki przystąpiono do pracy. Wszyscy bardzo się zaangażowali. Mężczyźni wzięli się za topory i piły (bo to był budynek drewniany), a kobiety przygotowywały posiłki, prześcigając się przy tym, która lepszy obiad przygotuje robotnikom. Jeszcze tego lata plebania została zbudowana i przystosowana do zamieszkania. Miesiące upływały, ludzie żyli nadzieją że kiedyś do Chotowej trafi ksiądz i nie będzie trzeba chodzić aż 7 km do parafialnego kościoła w Straszęcinie, albo 6 km do kościoła w Czarnej k/Tarnowa.
Nastał rok 1939. Wyczuwało się niepokój w świecie. U nas na wakacjach była pani Czerkowska z Józiem, dostała telegram od sióstr, że mają wracać do Krakowa. Wszyscy rezerwiści z Chotowej zostali powołani do wojska. Został również powołany do wojska nasz nauczyciel, oficer rezerwy p. Władysław Machalski. Ta niepewność nie trwała długo bo już 1 września tego roku Niemcy napadli na Polskę. Nad głowami naszymi latały małe niemieckie samoloty, tzw. messerschmitty i ciężkie maszyny Junkersy naładowane pod sufit bombami. Rzucali bomby na drogi i mosty a niekiedy strzelali z karabinów maszynowych do ludzi znajdujących się w polu.
Wraz z wojną zaczęła się poniewierka ludzi. Najpierw ludzie uciekali przed Niemcami z zachodu na wschód, kiedy zaś Rosja wypowiedziała wojnę Polsce uciekano z terenów wschodnich w głąb kraju. W nasze strony przybyło dużo ludzi ze Lwowa. Do Pilzna przybył ze Lwowa ks. dr Władysław Smereka. Nadarzyła się okazja aby czynić starania o tego księdza do pracy w Chotowej.
Tato, jako sołtys, udał się do Kurii Biskupiej w Tarnowie z prośbą o przydział owego księdza. Prośba w Kurii została przyjęta i do Chotowej przybył ks. dr Władysław Smereka. Pracował tu prawie 2 lata po czym na jego miejsce przybył ks. Antoni Gnutek.
Funkcja sołtysa była bardzo niewdzięczna i odpowiedzialną bo czas okupacji był niespokojny. Niemcy często wpadali na motorach penetrując wioskę dla postrachu, ale zdarzało się, że przyjeżdżało ich więcej i urządzali łapanki na ludzi, których następnie wywożono na roboty do Niemiec.