Wspomnienia z Chotowej Anna Bomba - Pasternak


Idź do treści

Strona 5

Tartak całymi dniami rozbrzmiewał echem na okolice przecierając grube klocki drzewa sosnowego, dębowego czy innego. W tartaku panował ruch, przeważnie klocki drzewa przyjmował pracownik, przybijając na nim kolejny numer, a następnie właściciel czyli stryj Janek uzgadniał termin odbioru desek. Chociaż w tartaku ciągle był ruch, stryj nam dzieciom pozwalał się tam bawić, więc jak były wózki wolne to woziliśmy się na nich dowoli. Przy tartaku, była też kuźnia, która nas przyciągała. Często nawet pomagaliśmy, dmuchając miechem, po to by się mógł żarzyć koks potrzebny do pracy w kuźni.



Teraz wspomnę jak sobie radził mój tato Franciszek i to do tego zimą, aby zdobyć jakieś pieniądze na utrzymanie rodziny. Pomysłem godnym opisania było zbudowanie lodowni. Polegało to na magazynowaniu lodu zimą, a sprzedawanie go latem. Do tego celu tato musiał zbudować specjalne pomieszczenie, aby ten lód można było dłużej przechowywać. Był to jak gdyby silos drewniany wielkości małego domu. Ściany w tym budynku były zrobione z podwójnych desek, wypełnionych w środku trocinami. Zimą tato ciął na stawie stryja, grube tafle lodu, powiedzmy wielkości pustaka. Woził ten lód sankami - koniem do tego silosa i układał kostka na kostkę tak, że napełnił całe pomieszczenie. W ten sposób lód ułożony dobrze się przechowywał niemal całe lato. W lecie sprzedawał go Żydom z Pilzna, którzy zajmowali się ubojem bydła a przeważnie cieląt. Wtedy nie było samochodów - lodni, to też lód ten służył przede wszystkim przy transporcie mięsa.

Zimą 1932 roku umiera mamy ojciec a mój dziadek Marcin Pluta.

Niezapomniane dla mnie było lato 1934 r. Kilkudniowe deszcze spowodowały powódź w południowej Polsce. Było to dla wszystkich duże przeżycie. Wszystkie rzeki wezbrały, że się cofały w swoim korycie. Wszystkie nawet stare koryta odżywały na nowo, napełniły się wodą. Śluza przy tartaku w czasie powodzi w 1934 roku nie wytrzymała naporu wody, runęła, jaz uległ zniszczeniu - wszystko poszło z wodą. Uszkodzone zostało nawet koło wodne w tartaku. W rzece przy tartaku woda obniżyła się, a tym samym woda ze stawu zeszła niemal całkowicie. Pamiętam to doskonale, bo wtedy my jako dzieci brodziliśmy po stawie w błocie po kolana i wyciągaliśmy ryby, niekiedy bardzo duże szczupaki albo też inne ryby. Czasem trudno było z tego mułu nogi wyciągnąć, ale radości było co nie miara. Powódź ta przyciągała licznych mieszkańców Chotowej przyglądających się, wtedy również przyjechały moje dwie kuzynki z Ropczyc, Teresa i Marysia. One również chciały pobrodzić po wodzie nie tylko na stawie ale i na podwórku stryja Jana, bo woda też tam się wdarła.
W czasie tej powodzi, stryj Jan poniósł dużą szkodę ponieważ musiał wszystko odbudować, a to się wiązało z bardzo dużymi kosztami. Niczym przystąpił do odbudowy jazu, śluzy, koryta wodnego, koła wodnego to trochę trwało. Stryj zmuszony był sprowadzić duże maszyny jak kafary do wbijania olbrzymich pali, betoniarki i tym podobny sprzęt, po to by przy następnej powodzi mogło się oprzeć dużej wodzie. Tak jak pisałam długo to trwało, ale w końcu tartak ruszył a staw napełnił się wodą a potem i rybami. Ja tę powódź pamiętam jeszcze z innego względu, a mianowicie. Moje dwie siostry, Marysia i Ewa poszły do wujostwa na koniec wsi (tam mieszkała ciocia Teresa Wilczyńska) aby przyjrzeć się jak wygląda Wisłoka w czasie powodzi. Woda tak szybko przybierała, że w krótkim czasie miały odcięty powrót do domu. Stamtąd można się było tylko wydostać pontonem albo łódką Takich ludzi którzy również poszli patrzyć na Wisłokę było kilkanaście. Wszyscy znaleźli się w potrzasku. Woda ciągle przybierała a znalazła sobie ujście w starym korycie Wisłoki i była bardzo głęboka. Ludzie, chcąc się ratować wpadli na pomysł robiąc tratwę z drzwi drewnianych od stodoły. Na taką tratwę weszło o wiele za dużo ludzi, skutkiem czego w niedługim czasie wszyscy powpadali do wody i zaczęli się topić. Ratujących nie było wielu, to też co jedną osobę wyciągnięto z wody druga się zanurzała. Taką topiącą się osobą była nasza siostra Ewa. Kąpiel tą bardzo odchorowała, a życie jej wisiało na włosku.
DALEJ...


Strona główna | Strona 1 | Strona 2 | Strona 3 | Strona 4 | Strona 5 | Strona 6 | Strona 7 | Strona 8 | Strona 9 | Strona 10 | Strona 11 | Mapa witryny


Powrót do treści | Wróć do menu głównego